kobiecy.pl

Chrzest – akt trzeci

chrzest

Na stronie internetowej parafii znalazłam wypis wszystkich dokumentów, które będą potrzebne. Były tam m.in.
– akt urodzenia Maleństwa,
– zaświadczenie, że chrzestni mogą podawać dziecko,
– imiona, nazwiska i wiek chrzestnych itp.
Zaopatrzona we wszystkie dokumenty, jakie miałam w domu poszłam do kancelarii parafialnej. Wzięłam ze sobą chrzestną. W końcu jest z tej parafii, więc trochę bez sensu, żebyśmy załatwiały wszystko osobno. Po godzinie czekania wchodzimy do kancelarii.
My: Szczęść Boże
Ksiądz: Szczęść Boże
Ja: Chciałabym ochrzcić dziecko?
Ksiądz: To Pań wspólne dziecko?
Ja: (???) Nie, ta pani jest chrzestną. Potrzebuje zaświadczenia, że może podawać dziecko do chrztu, przynajmniej tak jest na stronie internetowej. Przyszłyśmy razem, żeby nie załatwiać wszystkiego dwa razy.
Kasiadz: Czy pani sobie wyobraża, że ja chrzestnej wypiszę zaświadczenie, dam jej do ręki a potem ona odda mi? Trzeba troszeczkę myśleć!
Ja (zaczynam być zdenerwowana): Nie wiem jak to jest załatwiane w praktyce. Przeczytałam informację że chrzestna potrzebuje zaświadczenia, więc jesteśmy razem. Może jej ksiądz je dać do ręki albo włożyć do papierów, jak ksiądz sobie życzy.
K: No dobrze… Ja tej pani nie znam, zaraz zobaczymy, jak ta rodzina wygląda w papierach (w tym miejscu nadmienię, że moja rodzina jest co niedziela na mszy, mój ojciec wymyślał sposoby pozyskiwania pieniędzy na budowę nowego kościoła, babcia natomiast organizuje zbiórki datków wśród parafian)
Ksiądz wertuje dokumenty…
K: No dobrze…
Ustalamy datę, godzinę…
K: Pani mieszka w innej parafii?
J: Owszem, ale ustaliłam z księdzem proboszczem, że mogę tu ochrzcić dziecko i że nie muszę donosić zaświadczenia od mojego proboszcza. Księża mają ustalić to między sobą
K: Ja nie jestem księdzem proboszczem. Zaświadczenie jest mi potrzebne. Bez niego chrzest się nie odbędzie.
J: Rozumiem, doniosę zaświadczenie do czasu chrztu.
K: No to to będzie wszystko
J: Proszę księdza, na pewno trzeba wnieść jakąś ofiarę…
K: Może pani teraz albo później.
J: A czy jest ustalona mniej więcej wysokość?
K: Proszę pani, czy ja wyglądam jakbym kiedykolwiek chrzcił dziecko i wiedział jaką ofiarę się wnosi?
Wyciągnęłam więc z portfela 100 zł i dałam księdzu. Właściwie miałam przygotowane 300 zł, ale byłam już tak zniesmaczona przebiegiem rozmowy, że znacznie uszczupliłam sumę. Żałujcie, że nie widzieliście miny księdza. Ciężko to opisać. Połączenie grozy z oburzeniem i obrzydzeniem?
J: W takim razie doniosę jeszcze tylko zaświadczenie z mojej parafii… Do widzenia.
K: Właściwie to zaświadczenie nie jest niezbędne, proszę go nie przynosić. Do widzenia.
J: (?!?)
No i nie wiem, czy to ze mną i moim zachowaniem coś jest nie tak, czy ze strony tego księdza? Wyszłam z zakrystii wstrząśnięta i zmieszana bardziej niż drink Jamesa Bonda.
Dojechałyśmy z Chrzestną do domu i opowiedziałyśmy wszystko mojej Babci i Mamie. A tu proszę! Babcia zaczyna krzyczeć, żebym natychmiast wracała do kościoła i dopłaciła przynajmniej 100 zł, bo to wstyd. Mówię, że nigdzie nie jadę i wychodzę.
Wracając do domu zadzwoniłam do Męża. Znowu streściłam przebieg rozmowy. Mąż mówi, że to jednak skandal i że i tak za dużo mu dałam. Jako że jest niewierzący i nie znosi jak daję jakiekolwiek pieniądze na kościół traktuję jego słowa z przymrużeniem oka… Ale co o tym sądzić? Sama już nie wiem!

Exit mobile version