kobiecy.pl

Codzienne dylematy

Gdyby mi ktoś 1,5 roku temu powiedział, jakie będę miała dylematy związane z dzieckiem nie uwierzyłabym. Jeden z tych, które najbardziej mnie pochłaniają wiąże się z jedzeniem.

Zacznijmy od tego, że sama kocham jeść. Jest tylko jedno ograniczenie: uwielbiam zdrowe, nieprzetworzone jedzenie. Sama piekę chleb, robię dżemy, ogórki na zimę, sok malinowy na przeziębienie itd.  Rodzina twierdzi, że jem raz dziennie: zaczynam rano i kończę wieczorem. W związku z tym bardzo ważna jest dla mnie kwestia przygotowywania jedzenia dla Maleństwa.

Byłam trochę zdziwiona, kiedy podczas rozmowy o rozszerzeniu diety dziecka lekarz wręczył mi ulotkę firmy Hipp i powiedział, że powinnam kupować dziecku słoiczki. Nieśmiało stwierdziłam, że zamierzałam sama gotować dla Maleństwa. W tym momencie pani doktor zaczęła wyliczać, że jest zima, jedzenie traci składniki odżywcze, jest pryskane itd.

Skapitulowałam… Kupiłam słoiczek “pierwsza marchewka” czy coś takiego. Mały pluł nim tak daleko, jak tylko umiał. Po trzecim razie kupiłam zwykłą marchewkę i ugotowałam. Zjadł… Różnica pomiędzy słoiczkiem a zwykłą marchewką jest taka jak pomiędzy sokiem “Karotka” a świeżo wyciśniętym sokiem z marchwi. Nie wiem, w jaki sposób produkuje się “Karotkę” itp. ale wydaje mi się że ta marchew musi być naprawdę mocno przetworzona. Te soki ani smakiem, ani zapachem ani nawet kolorem marchwi nie przypominają. Tak samo sprawa wygląda z obiadkami i deserkami dla dzieci. Wypróbowałam naprawdę wiele smaków i moim zdaniem są dalekie od naturalnych.

Tak więc codziennie gotowałam mojemu Maleństwu. Kupiłam nawet książkę kucharską z daniami dla niemowląt pt.  “U malucha na talerzu” Marty Jas-Baran oraz Tamary Chorążyczewskiej. Wszystkie dania są podzielone na miesiące życia dziecka. Trzeba przyznać, że kilka pomysłów z tej książki było świetnych. Przykładowo nie wpadłam sama na to, żeby do kwaśnych owoców dosypać kleiku ryżowego. Dzięki temu Mały przestał protestować podczas jedzenia owoców. Warzywa o dziwo uwielbia.

Nadszedł jednak dzień, w którym poszłam na spacer z jedną z sąsiadek… “A ty podajesz słoiczki czy sama gotujesz?” spytała. Opowiedziałam zgodnie z prawdą, że owszem gotuję i wytłumaczyłam dlaczego. No i się zaczęło! “Ale czy ty wiesz, że te warzywa i owoce to są pryskane? Nawet jeśli kupujesz na bazarkach od rolników, to skąd wiesz co zawiera to warzywo w skórce?”. Muszę przyznać, że zaszczepiła we mnie lekki niepokój. Na wyjazd i tak musiałam kupić  słoiczki, więc pomyślałam, że może jednak się do nich przekonam?

Nie dało rady… Wróciłam do domu i znowu zaczęłam się zastanawiać skąd brać jedzenie dla Maleństwa. W weekend zupełnie przypadkiem wypatrzyłam sklep z ekologiczną żywnością przy ul. Płochocińskiej w Warszawie. Dziś zrobiłam w nim pierwsze zakupy. Starałam się, żeby były przekrojowe. Kupiłam więc wędlinę, truskawki, mrożonki i warzywka dla Maleństwa… I wiesz co? Różnica w smaku jest kolosalna! Wędlina naprawdę ma smak, zapach i w ogóle! Fakt, że kosztuje więcej niż ta którą kupowałam do tej pory, ale Mąż zarzeka się, że chce jeść mniej ale właśnie to. A truskawki… mniam! Już zapomniałam, że tak kiedyś smakowały truskawki!

Ciekawe co na to jutro powie Maleństwo? Właśnie się pichci obiadek dla niego, bo wychodzimy juto na cały dzień i musi być wcześniej przygotowany…

Exit mobile version