Come back…

Nawet nie wiedziałam, że tyle czasu nie pisałam! Wszystko się zmieniło i można powiedzieć, że wywróciło do góry nogami!

Siedząc z dzieckiem w domu nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak spokojny żywot wiodę. Od powrotu do pracy mój dzień wygląda zupełnie inaczej… O 5:00 pobudka. Szykowanie siebie do pracy, ogarnianie domu, prasowanie, przygotowanie obiadu na potem. Ok 7:00 pobudka Maleństwa. Mały musi odleżeć swoje pół godzinki w łóżeczku, więc trzeba zarezerwować na to czas. Nienawidzę porannego pośpiechu. Nie wyobrażam sobie, że miałabym poganiać dziecko “jedz szybciej!”. Tym systemem spokojnie na 9:00 jestem w pracy.
Po pracy zaczyna się druga część maratonu: zakupy, odebranie Małego ze żłobka, obiad, spacer, sen, ogarnięcie mieszkania i praca… I tak przez pięć dni w tygodniu. Czas zapełniony po brzegi. Na szczęście bez problemu się w tym odnajduję. Żałuję tylko tego, że na aerobik mam jedynie godzinkę tygodniowo.

A Maleństwo? Jakie tam zresztą Maleństwo! Nie ma jeszcze dwóch lat, a już musze mu kupywać ubranka w rozmiarze 98! 🙂 Je jak zwykle za trzech. Od razu sprosutuję: nie jest gruby i nie “wpycham w niego”. Od skończenia roczku Maleństwo je samo łapkami, a od około miesiąca dosyć sprawnie używa łyżki i widelca. Bardzo mnie to cieszy, bo jedną z moich wielkich życiowych miłości jest właśnie jedzenie. Teraz wreszcie mam z kim dzielić pasję 😉 Mały jednak nie zje byle czego. Nie pasują mu kupne ciasta, frytek z McDonalda spróbował raz i więcej nie tknął. Jestem z niego dumna. Moje starania wyrobienia w nim dobrych nawyków przyniosły skutki.
Pewnie nikogo nie zaskoczę, gdy powiem, że to jest zupełnie inne dziecko niż wtedy, gdy kończyłam urlop wychowawczy. Wygląda jak definicja szczęścia (jak mi kiedyś powiedział pewien przechodzień) i ma bardzo dużo energii. Coraz to podłapuje nowe słówka. Wczoraj rano nie wiadomo skąd i jak wzięło mu się słowo “dupa”. Siedział przy śniadaniu i powtarzał “dupa dupa dupa dupa…”. Jak żadne inne słowo! Zareagowałam zgodnie z instrukcją wyczytaną ostatnio w jakiejś gazecie: spokojnie i z dystansem 😉 Zapomniał… Nie umie tylko za bardzo swojego imienia. Nazywa się więc “Totuś”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *