Czuję się okropnie! Maleństwo wyprowadziło mnie z równowagi. Ono mogło, ale to ja z nas dwojga jestem dorosła i nie powinnam się wściekać. Ono przecież nic nie rozumie, a ja głupia stara krowa się złoszczę nie wiadomo na co…
Zdarzyło mi się wściec na Małego drugi raz w życiu i czuję się strasznie. Już teraz rozumiem mojego tatę, który mi opowiadał, że jak nakrzyczał na mnie, potem sam o mało nie dostał zawału.
Jak to możliwe, że takie małe dziecko może dorosłego człowieka wyprowadzić z równowagi? Może to kwestia przemęczenia? Albo tego, że w sumie non stop jestem z nim głównie sama i czasem już nie mam siły? Nie wiem…
Może opowiem jednak, co konkretnie się stało. Mały jadł zupkę na obiad i podczas jedzenia: wkładał łapki do buzi a potem rozsmarowywał jedzonko na twarzy, wtarł sobie zupę w oczko, obracając główkę na wszystkie strony zrobił:pfffffuuuu opluwając wszystko w swoim zasięgu. Po skończonym jedzeniu byłam brudna ja, Maluch, podłoga, krzesełko i wszystko co było w zasięgu. Maleństwo podczas jedzenia musiało być trzy razy myte w umywalce, a po jedzonku umyte razem z nóżkami i przebrane, bo nic innego nie dało się zrobić. To był koszmar!
Teraz Mały sobie smacznie śpi, a ja siedzę i robię sobie wyrzuty…
Przynajmniej na polu nocnych pobudek odniosłam kolejny sukces. Dziś Maleństwo znowu spało bez przerw do 4:00. Szkoda, że ostatecznie obudziło się o 6:00, a nie tak jak zawsze około 8:00. Najwyraźniej nie budząc się w środku nocy,ono też się lepiej i niestety szybciej wysypia. Dziś idę wcześniej spać…