Nie ukrywam, że jedyną kobiecą gazetą, którą kupuję od lat (i w ogóle jedyną, jaką kupuję) jest Twój Styl. Pozostała prasa kobieca w dużej części to zwykła makulatura. O ważnych rzeczach piszą tylko takie czasopisma jak Twój Styl, Zwierciadło i hmm… na tym moja lista się chyba kończy, co nie znaczy, że nie powinna być dłuższa. Od pewnego czasu przestałam się interesować prasą kobiecą i nie mam już potrzebnej wiedzy ani ochoty, aby zweryfikować przyklejone znanym mi tytułom etykietki. Ale nie o tym chciałam pisać…
We wrześniowym numerze Twojego Stylu pojawił się raport “Matki Aniołków” opowiadający o kobietach, które straciły ciążę. Chciałabym publicznie bardzo za niego podziękować redakcji miesięcznika. Niektórzy lekarze szacują, że nawet 50%-60% ciąż jest poranianych. Skoro to dotyczy takiego odsetka społeczeństwa, dlaczego się o tym nie mówi?
Mogę Wam powiedzieć, dlaczego niedoszłe mamy nie mówią o poronieniach. Po pierwsze jest to ogromny ból. Tak ogromny, że człowiek zamyka go w sobie i nawet myśl o nim ściska gardło.
Po drugie ciężko ten ból ubrać w słowa. Jak wyrazić coś co rozrywa od środka? Jeśli ktoś stracił kogoś bliskiego, na pewno wie o czym mowa. Do tego dochodzi fakt, że w Polsce w w szpitalach nie informuje się, że dziecko można pochować i najczęściej niedoszła matka ma świadomość, że jej Aniołek… spłynął w klozecie. Dopiero po czymś takim zaczyna się rozumieć, jak ważna jest możliwość pochowania kogoś.
Po trzecie nasze społeczeństwo, które tak walczy o zarodki niewykorzystane podczas zabiegów in vitro i o nieprzerywanie ciąży, nie potrafi uszanować żałoby po stracie nienarodzonego dziecka. Gdzie tu sens i logika? Podczas debat o ciąży większość Polaków krzyczy “to nie płód tylko dziecko”. Gdy słyszą, że ktoś poronił, mówią “to”, “coś” albo “zdarzają się w życiu większe tragedie”. Czy ktoś odważyłby się tak powiedzieć o już narodzonym dziecku, które zmarło 2 dni po porodzie? Być może trudno to zrozumieć, ale kobieta potrafi niesamowicie kochać dziecko, które się dopiero kształtuje w jej łonie. Kiedyś miałam sąsiadkę, staruszkę, która strasznie lubiła opowiadać o swoim życiu. Któregoś dnia powiedziała mi, że miała siedmioro dzieci, a żyje tylko jedno. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że szóstkę poroniła. O wszystkich mówiła z taką samą miłością.
Po czwarte kobieta boi się, że ktoś powie “to twoja wina, że poroniłaś”. Kto z nas nie ma małych grzeszków, typu “gdy jeszcze nie wiedziałam, że jestem w ciąży, wypiłam wino”. Po poronieniu nawet największe głupstwa, jak zjedzenie sera z niepasteryzowanego mleka mogą urosnąć do rangi przyczyny poronienia. Kobieta sama siebie obwinia, więc myśli, że inni też ją winią. Zupełnie bez sensu, bo zazwyczaj nie ma jasnej przyczyny poronienia. Ot, błąd w dziele stworzenia…
Po piąte niedoszła mama nie chce słyszeć pocieszania w stylu “urodzisz jeszcze wiele dzieci”. Na pewno jeśli nawet chce te kolejne wiele dzieci, to wolałaby, aby i to poronione było wśród nich. Nigdy, ale to nigdy nie pocieszajcie tak nikogo po poronieniu. Jest niewiele gorszych rzeczy, które można powiedzieć. Jeśli kobieta sobie tego życzy, możecie przy niej po prostu być. Jeśli nie, dajcie jej pobyć samej.
Podsumowując chciałabym jeszcze raz podziękować Twojemu Stylowi i Mamom Aniołków, które zgodziły się opowiedzieć swoje historie. Zapewne nie było to dla nich łatwe. Mam nadzieję, że dzięki takim akcjom lekarze przestaną mówić “proszę pani! Jaka ciąża? O ciąży to mówimy od 4 miesiąca!” a personel medyczny i społeczeństwo zacznie traktować mamy po poronieniach z należytym szacunkiem.