Wiecie czego najbardziej nie lubię w byciu mamą? Braku urlopów i wolnych niedziel. I braku możliwości wzięcia L4. Któż nie ma czasami gorszych dni? Ja miałam taki właśnie dziś.
Już około godziny 13:00 czułam, że opadam z sił. Poszłam z Małym na spacer licząc na to, że się zmęczy i trochę pośpi. Potem do Maleństwa “przyszła” koleżanka. Po jej wyjściu byłam na 100% pewna, że Mały zaśnie. I udało się! Niestety spał jedynie pół godziny, czyli tyle, ile zajęło mi zrobienie sobie jedzenia.
Maleństwo obudziło się nie w humorze. Nawet na chwilę nie chciało zająć się samo sobą. Ja tymczasem czułam się tak, jakby coś po mnie przejechało w tę i z powrotem. Na nic prośby i tłumaczenia, że mamusia musi na chwilę usiąść i odpocząć.
Jakoś udało się dotrwać do wieczora. Musieliśmy jeszcze zaliczyć jeden spacer, bo już nie miałam pomysłu czym zająć Maleństwo. Na szczęście udało nam się wrócić przed burzą. Swoją drogą dobrze, że pada. Może zrobi się choć trochę mniej parno?
I jeszcze ten brak samochodu! Dziś nie było obiadu, ponieważ okazało się, że w lodówce nie ma nic co się da usmażyć bądź upiec (poza jajkami). Na szczęście są jeszcze zakupy przez Internet i właśnie czekam na dostawę jedzenia. Ciekawe, czy mięso z almy24 jest zjadliwe? Nigdy nie kupowałam mięsa w hipermarkecie… O! Jest i dostawa!