W ciągu jednego dnia Maleństwo skapitulowało! Wygrałam! 🙂
Jak pisałam poprzednio pojawił się ostatnio spory problem z jedzeniem: mianowicie Maleństwo niesamowicie wybrzydzało i w ramach jednego posiłku proponowałam mu 5 różnych dań. Zjadło po trochę wszystkiego, a i tak w nocy budziło się głodne. Poza tym menu zawęziło się do kilku akceptowanych dań i nic innego nie wchodziło w ogóle w rachubę. W skrócie: wychowałam małego terrorystę. Dziś po śniadaniu miarka się przebrała i postanowiłam stoczyć walkę z nawykami, które nadopiekuńcza mamusia sama zakorzeniła w dziecku.
Maleństwo nie zjadło drugiego śniadania… Trudno.. Zupy zjadło z niechęcią 2/3 porcji… Było zszokowane, że nie dostało nic więcej! Na spacerze (zaraz po zupie) cały czas mówiło “am am mama am am”. Oczywiście nie dostało żadnego ciasteczka ani innego przegryzajka. Niestety nie doczekało do stałej pory obiadu. Chodziło za mną po domu i zawodzącym głosem mówiło “am am”. Nikt by tego nie wytrzymał i moje sumienie też drgnęło. Przezornie wcześniej przygotowałam obiad tak, żeby go tylko podgrzać w razie wielkiego głodu.
Na obiad Maleństwo zjadło wszystko! Nigdy w życiu nie zjadło fasoli, groszku czy marchwi w innej postaci niż zmielone w zupie kremie. A tu proszę! Wszystko wymiecione 🙂
Na kolację była kasza. Zjedzona z prośbą o dokładkę. To pierwsza zjedzona kasza od 3 tygodni. Ciekawe czy po niej Mały prześpi noc?
Cóż… Konsekwencja popłaca! Byłam przygotowana na trzydniową przepychankę, a wystarczył jeden zupełnie nie zjedzony i jeden niedokończony posiłek. A potem już nie było, że “nie lubię”. Ciekawe, czy jutro ta strategia też się sprawdzi? Naukowcy mają rację: dziecko się samo nie zagłodzi 🙂
Chciałabym jeszcze wyjaśnić wątpliwości niektórych osób: nie zmuszam dziecka do jedzenia, tego, czego nie lubi. Maleństwo nie cierpi np. naleśników, wszelkich placków i placuszków, jajecznicy, parówek oraz pierogów. Nie widzę więc żadnego powodu, aby mu je wmuszać. Problem z jedzeniem polegał na tym, że Mały wykombinował co zrobić, aby dostawać tylko to jedzenie, które lubi najbardziej. W efekcie jego dieta mocno się zawęziła. Ponadto miałam dziwne wrażenie, że sprawdza, ile jest w stanie zdziałać z mamą i jak bardzo wejść jej na głowę. Nie jest przecież normalne, że dziecko pokazuje 5 różnych rzeczy, a po otwarciu dań nie chce nawet otworzyć buzi, żeby spróbować tego, co samo chciało zjeść! Tak więc wydaje mi się, że niepozwalanie na to, aby dziecko nami sterowało i wyznaczanie pewnych granic jest zupełnie normalne i dobre dla samego dziecka. Przecież nie pozwoliłabym mu się zagłodzić!